top of page

 

Miłe Początki...

Dawno, dawno temu, kiedy na obozy harcerskie jeździły całe drużyny (bo zakłady pracy dofinansowywały pobyt harcerzy), a nasz opiekuńczy hufiec, zwany pieszczotliwie "Firmą", znajdujący się w Rynku pod numerem 6, organizował wyjazdowe kursy w czasie ferii zimowych i wakacji, na jednym z takich kursów, w Elblągu właśnie, zebrała się grupka wesołych, pełnych pomysłów i humoru ludzi. Druh hm Krzysztof Kinas nie przypuszczał nawet, że w swojej kursowej drużynie zebrał naprawdę niezłą "mieszankę wybuchową". Wspólnym zabawom, dowcipom i oczywiście harcerskiej pracy sprzyjała lokalizacja budynku internatu, w którym owi kursanci koczowali. O ile pozostałe kursy tłoczyły się w dwóch pozostałych budynkach (np. kurs drużynowych harcerskich czy przybocznych zuchowych), o tyle przyszli przyboczni harcerscy za dnia ciężko pracujący nad poznawaniem tajników pracy ludzi noszących zielone sznury, w wolnych chwilach i nocami (kiedy druh Krzysiek szedł na odprawę - który to harcerz śpi po godz. 22:00?) poznawali się ze sobą coraz bardziej. Przyjaźń zawiązana na tym kursie procentowała po powrocie do Wałbrzycha spotkaniami kursu, aż ostatecznie doprowadziła do tego, że powstał samodzielny starszoharcerski zastęp o zagadkowej nazwie 3Q. Nawiązywała ona do ilości osób obecnych na pierwszej zbiórce (słownie: trzech), ale stan zastępu wkrótce zwiększył się do osób pięciu. Pierwsze zbiórki odbywały się w mieszkaniach członków zastępu, którego najważniejszym funkcyjnym - zastępowym - został Wróbel (druh Piotr Czyż). To działo się w roku 1984... Członkowie zastępu wkrótce zaczęli pracować nad obrzędowością - ustalili, iż nie odpowiadają im jaskrawe, modne wówczas wśród harcerzy barwy (np. błękitne, zielone) - na swój kolor wybrali czerń i oryginalne wówczas nakrycia głowy - czarne berety. Jednakże niezwykle kłopotliwe było wtedy zdobycie czarnego materiału. Ale i na to pomysłowość harcerska znalazła radę, bowiem zdobyte chusty trójkątne zafarbowano. Część harcerzy należąca do "Czarnego zastępu" latem postanowiła kształcić się na kolejnym kursie - tym razem drużynowych - w Wilczu (przy czym Wróbel i Gutek wówczas przebywali na obozie żeglarskim w Rudnie, czując sentyment do dawnych obozów, na których pływano na Omegach, itp., należy tu bowiem nadmienić, iż przed wyjazdem do Elbląga należeli do drużyny wodniackiej). Po obozie harcerze z 3Q rozpoczęli normalną działalność. Ale po kolejnym kursie drużynowych, na którym przebywali znów członkowie zastępu, harcerze (byli to bowiem sami mężczyźni) zaczęli odczuwać potrzebę rozwinięcia składu osobowego zastępu, by mogła powstać drużyna, a potem może nawet szczep. Nie wszyscy wierzyli w powodzenie tej misji, ale nie chłopcy z 3Q...

Pierwszcze Drużyny 

Harcerze z 3Q nazywający dziewczęta ślicznie "kozami" lub "miotłami" postanowili zwabić płeć przeciwną do swojego zastępu, by owa wymarzona drużyna mogła powstać. Dobrze przeszkoleni gentelmeni wiedzieli przecież, że drużyna jest wtedy, gdy w swoim składzie "posiada" minimum 16 członków. Zadanie nie było łatwe, ale wymyślili szatański plan... Pierwszą ofiarą była siostra Przemasa (druh Przemysław Kosior) - Bogucha, którą posądzono o podsłuchiwanie rozmów toczących się w sąsiednim pokoju, chociaż drzwi były otwarte, a dyskusje często burzliwe. Ale nie to jest najważniejsze... Otóż Bogucha własnoręcznie, na prośbę kolegów, najpiękniej jak tylko potrafiła, napisała treść ogłoszenia, które miało zawisnąć w hufcu. Miało ono zachęcić wszystkie kobiety - harcerki stanu wolnego, cierpiące na brak kontaktu ze chcącymi działać harcerzami (po harcersku oczywiście!) do przybycia na zbiórkę zapoznawczą. Oferty miały być złożone w hufcu. Owo cudne ogłoszenie nazwano "Przetargiem nieograniczonym na kozy". Zanim zgłosiły się pierwsze kandydatki, Bogucha, będąca dotąd wiernie członkiem drużyny o wdzięcznej nazwie "Tuptusie", postanowiła zmienić chustę żółtą z czarną obwódką na czarną. W ten oto sposób stała się jedyną członkinią zastępu 3Q. Natomiast na ogłoszenie odpowiedziały harcerki należące do drużyny o pięknej nazwie "Promieniści", działającej przy Szkole Podstawowej nr 25 mieszczącej się na Białym Kamieniu. Ich drużynowy, wezwany przez wojsko, został porwany na dwa lata, więc chłopcy z 3Q przygarnęli dziewczyny bez przydziału. Ich zastępowym został Gutek (druh Robert Jagielski), a zastęp wkrótce przyjął nazwę 3Pi/2. W ten oto sposób wymagana liczba członków została osiągnięta i można było rozpocząć pracę nad zaliczeniem okresu próbnego. Problemem było jedynie miejsce spotkań całości - pokoje członków drużyny były za małe, by pomieścić wszystkich, więc dzięki staraniom Wróbla - teraz już drużynowego - zbiórki drużyny mogły odbywać się w harcówce Szkoły Podstawowej nr 37, a potem Szkoły Podstawowej nr 30. Ale ta druga siedziba była udostępniona dopiero w następnym roku. Tymczasem drużyna rozpoczęła kampanię bohater, przyjmując za swojego bohatera gen. Stanisława Maczka, zmieniając go w czasie kampanii na 10 Brygadę Kawalerii Pancernej, której był dowódcą. W ten oto sposób umundurowanie harcerzy już 17 WŚDHS (Wałbrzyskiej Środowiskowej Drużyny Harcerzy Starszych) o dziwnej nazwie QPi/2 uzupełniło się o lewy czarny pagon (jak w umundurowaniu żołnierzy 10 Brygady). Skoro już istniała drużyna, należało pomyśleć o szczepie - kolejnym etapie do realizacji celu. Dlatego też podjęto decyzję, że Wróbel, Przemas i Bogucha założą drużynę młodszoharcerską, której członkowie po skończeniu ósmej klasy szkoły podstawowej będą wstępować do siedemnastki. I tak też się stało. Chociaż niezupełnie... Komendant hufca nie wyraził bowiem zgody na to, by Wróbel był drużynowym dwóch drużyn, więc został nim Przemas, Bogucha jego przyboczną, a Wróbel pomagał, zresztą jak i inni z 3Q. W ten oto sposób przy Szkole Podstawowej nr 20 powstałą 40 WDH Qpiątka (1 kwietnia 1985). Jej barwy w niewielkim stopniu różniły się od barw 17 WŚDHS, gdyż dodany został kolor biały - zgościł on także na prawym pagonie harcerzy z czterdziestej. Z czasem ten sposób noszenia barw na pagonach przyjęto w całym szczepue (w drużynach młodszoharcerskich).

A co nowego w siedemnastce?

Ano przybywały do niej kolejne osoby. Skład nieco się zmienił (przybyły np. Ewki) oraz doszedł nowy zastęp działający w Świebodzicach, który przyjął nazwę Legii Cudzoziemskiej. Oczywiście nowi członkowie drużyny odbyli kolejne szkolenie podczas wakacji w Wilczu - kurs drużynowych, na którym poznali nowych harcerzy, proponując im przyjście do drużyny. I tak przyłączył się Krakowiak (druh Artur Cybulski). Po wakacjach drużyna pojechała na Chorągwiany Zlot Harcerstwa Starszego do Strzegomia. Wówczas to brała udział w uroczystościach na terenie byłego obozu koncentracyjnego w Gross Rosen, przywożąc urny z ziemią z byłych trzech filii owego obozu (m.in. z Pafawagu), które zostały umieszczone w pobliży pomnika i zdobywając w ten sposób Odznakę Chorągwianą. A wiesz, drogi Czytelniku, co sprawiało im największą radość? To, że prowadzący apel miał kłopoty z odczytaniem nazwy drużyny (!) To na obozowisku w Strzegomiu miała właśnie miejsce dość zabawna historia. Otóż członkowie drużyny przyjechali sami, bez drużynowego, Wróbla, który miał później dojechać. W pewnym momencie do namiotu wpadł łącznik, aby poinformować drużynowego o odprawie. Zadał więc pytanie: "Kto tu jest drużynowym?" i usłyszał szczerą odpowiedź: "My tu wszyscy drużynowi!"

Realizacja zamierzeń

Dalej wydarzenia potoczyły się bardzo szybko... Ewki (druhna Ewa wiktor i druhna Ewa Wolska) zdecydowały się założyć przy Szkole Podstawowej nr 30 drużynę o dziwnej nazwie QPiDIPi2. Była to już trzecia drużyna, więc można było składać wniosek o otwarcie okresu próbnego dla szczepu. W składzie trzech drużyn po raz pierwszy i po raz ostatni pojechaliśmy nad morze, do Ostrowa (1986). Dwa lata później hufcowa baza w tej miejscowości została zlikwidowana. Co cechowało ten obóz? Prymitywne wręcz warunki - umywalnie prawie pod gołym niebem, tylko zadaszona i ogrodzona stołówka, duże boisko do gry w piłkę nożną, ręczną, itp., trudna służba w kuchni, podczas której obierało się ziemniaki i warzywa, szorowało drewnianą podłogę w kuchni, pucowało miski w "łazience" i namiocie sanitarnym, czyściło przypalone, wielkie gary, kroiło i smarowało chleb; dwudniowa wędrówka z noclegiem na sianie, ogniska, festiwal, płot, którego nie można było wkopać w ziemię, więc się przewracał, wycieczka do Trójmiasta i... trzy tygodnie w lesie! Po powrocie z obozu wśród harcerzy z siedemnastki rozeszła się radosna wieść - komendant hufca powołał do życia XII Szczep Harcerski Q, mianując szczepowym druha Piotra Czyża - Wróbla (rok 1986) i zastępcą komendanta szczepu druha Przemka Kosiora.

Złote lata

Atmosfera w siedemnastce była coraz lepsza. Kilka osób - jak to się mówi - wykruszyło się, kilka innych zostało zwabionych do drużyny. Ostatecznie siedemnastka miała jednak pewien problem - prowadzenie zbiórek np. z symboliki czy samarytanki mijało się właściwie z celem w drużynie, w której prawie wszyscy stopniowo zaczynali być funkcyjnymi w drużynach młodszoharcerskich lub sami je zakładali. Dlatego też zaczęto zdobywać stopnie starszoharcerskie, jeździć na biwaki - na przykład do Wrocławia (tu: wyjście do teatru na sztukę wg Woltera "Kandyd, czyli optymizm"), czy po prostu w góry (tu: udział w Rajdzie Świętokrzyskim, którego trasa zaczynała się w Wąchocku!). Poza tym drużyna zajęła się przygotowywaniem imprez dla całego szczepu - np. biwaku pod namiotami w Marianówce czy Radkowie lub zimowego biwaku w Karłowie. Powstające kolejno drużyny zżywały się ze sobą coraz bardziej. Jedne przychodziły z zewnątrz (np. 8 WDH Roki13), inne, mimo, iż w szczepie powstały, odchodziły (np. 10 WDH QPiX). To jednak, co decydowało o jakości pracy w szczepie było na tyle widoczne, że stopniowo kadra szczepu zaczęła prowadzić hufcowe kursy szkolenia w czasie zimy (na zimowisku w LEsznie w 1987 r. - kurs zastępowych, rok póżniej w Siennie - wszystkie możliwe, prawie wszystkie w Poznaniu - 1989 r.), by ostatecznie zacząć samodzielną akcję szkoleniową, przeznaczoną tylko dla harcerzy ze szczepu - np. kurs w Rybnicy Leśnej (1990 r.), Zagórzu Śląskim (1991 r.) czy Świdnicy (1992 r.). Potem, z powodu braku funduszy, zaniechano szkoleń wyjazdowych, prowadząc je w czasie ferii ziomowych w Wałbrzychu. Ze wszystkich szczepowych zimowisk niewątpliwie na uwagę zasługuje to w Zagórzu Śląskim, kiedy to było okropnie zimno do tego stopnia, że w kuchnio-jadalni firanki przymarzły do szyb, a gotujący posiłek zastęp służbowy ogrzewał sobie nogi w piekarniku, i gdzie to harcerze z kursu przybocznych własnoręcznie ugniatali ciasto na kopytka. Natomiast w Świdnicy wszystkim wyjątkowo dopisywały humory i nikomu nie przeszkadzało, że kilka razy dziennie musiał się ubierać, żeby wyjść ze schroniska na zajęcia do innego budynku, zjeść obiad w innym, brać udział w zajęciach popołudniowych w jeszcze innym, by w końcu wrócić do schroniska. Ale począwszy od owego pamiętnego obozu w Ostrowie nie było lata, podczas którego szczep nie wyjechałby na obóz. Tym niezapomniany na pewno jest tzw. Górka Strażacka. To tam w 1987 roku harcerze z XII Szczepu Q rozbili namioty, w których umieścili jedynie kanadyjki. To na tym obozie trzeba było zrobić nie tylko menażnik, ale i zbudować tzw. pionierkę na plecaki, ubrania, przybory toaletowe, porządny płot chroniący przed wizytami kolonistów z Warszawy, którzy mogli mieć różne pomysły na zawieranie znajomości z harcerzami z Wałbrzycha, wartownię ze szlabanem i wieżę będącą dosonałym punktem obserwacyjnym. I wszystko przy pełnym braku elektryczności... Kto dziś pamięta takie obozy? Z tego obozu, oprócz miłych wspomnień związanych m.in. z wzajemnym podchodzeniem obozu VIII Szczepu Harcerskiego działającego przy Szkole Podstawowej nr 21 i pamiętnym meczem między drużyną Querkusów a 40 WDH Qpiątka, który skończył się wizytą trzech "naszych piłkarzy" w wolsztyńskim szpitalu, pozostało jedno - pech do zdobywania sprawności Robinsona w piękny, letni dzień. Odtąd bardzo często harcerzom z XII Szczepu w czasie ich pobytu w lesie towarzyszy nie deszczyk, nie deszcz, ale często - ulewa, najlepiej połączona z burzą... Natomiast historyczną - autentycznie - pozostałością tego obozu jest obecny, zapamiętany przez wszystkich kształt placu apelowego, na którym musi pojawić się chusta z czarnym Q.

Ważne zmiany

Naturalną koleją rzeczy jest to, że ludzie do harcerstwa przychodzą i odchodzą, by potem za jakiś czas wrócić, poczuć atmosferę harcerskiego ogniska (a nie zwykłego grilla), stanąć w kręgu, pomieszkać - jak co roku - w namiocie. Niestety, na nasze życie wpływ ma upływ czas, który zmusza nas do podejmowania ważnych, życiowych decyzji. Może każdy z nas chciałby przez całe życie być tylko harcerzem, ale, niestety, nie jest to możliwe. I na nasz szczep przyszedł taki czas... Po pierwsze pierwsi harcerze z 40 WDH Qpiątka dorośli już do tego, żeby przejść do 17 WŚDHS QPi2, co nastąpiło w ostatnią noc spędzoną na Górce Strażackiej (1987 r.). Po drugie - przyszedł moment, w którym druh phm Piotr Czyż zmuszony był zrezygnować z niektórych pełnionych przez siebie funkcji - głównie komendanta szczepu, którą przekazał druhowi Przemkowi Kosiorowi, wspieranemu przez dwie zastępczynie - druhnę Bernardetę Tomczyk i druhnę Bogumiłę Kosior (1988 rok, po wakacjach). Szczep liczy wówczas już kilka drużyn - oprócz wspomnianej już siedemnastki i czterdziestki - 10 WDH QPiX druhny Ewy Wiktor, 49 WDH Qman2 druhny Bernardety Tomczyk (działająca od 1987 r.), 2 WDH Mała Zośka druha Artura Cybulskiego ( w szczepie od 1987 r.), 8 WDH Roki13 druhny Edyty Walkowiak, 10 WGZ Czerwone Muchomorki" druhny Magdaleny Osiewacz. Powstaje też nowa drużyna - 16 WDH QPiRaki druhny Agary Januszewskiej. We wrześniu 1988 roku harcerze starsi należący do siedemnastki, będący równocześnie instruktorami, podjeli decyzję o odłączeniu się od drużyny i założeniu kręgu instruktorskiego o nazwie KIQT.

Czas druha Przemka

Po obozie w Wilczu w 1988 roku umęczona pracą na trzytygodniowym turnusie kadra wyjechała na wypoczynek do Inowłodza. W odległości kilku kilometrów od pola namiotowego "namierzyła" obóz harcerzy z Bielska - Białej, z którymi bardzo szybko nawiązała przyjacielskie stosunki. Odbyło się nawet ognisko nad brzegiem rzeczki, przy której zlokalizowana była baza o cudnej, niewiele mówiącej nazwie - Fryszerka. To wtedy dokonano wymiany wałbrzysko-bielskiej piosenki - za "wytarty" już przebój "Hej w góry" bielscy harcerze udostępnili tekst i melodię piosenki "Zwyczaj to stary jak świat" (jak dobrze ją każdy zna!). I to jedyna, niestety, pozostałość po tej znajomości... Ale podczas następnych wakacji to właśnie harcerze z Wałbrzycha pojechali na obóz - po raz pierwszy na inną niż rodzima bazę - do Fryszerki (1989 rok). Tym, co pozostało na pewno w pamięci tych, którzy tam byli, na pewno jest zakaz kąpieli w rzeczce, która w owym czasie została skażona nieczystościami płynącymi z jakiejś fabryki, las o cudownym poszyciu, wpół otwarta stołówka (tzn. z samym zadaszeniem, bez ścian), polewanie namiotów wodą płynącą z hydrantu, nocne warty pełne emocji wywołanych sąsiedztwem obozu PCK, wycieczka do Piotrkowa Trybunalskiego, przejazd wojskowymi ciężarówkami i jeszcze wiele innych atrakcji, poza pracą harcerską oczywiście i obowiązkowymi zmaganiami z pogodą w czasie zdobywania sprawności Robinsona. Ale po tym obozie i druh Przemek musiał zrezygnować z pełnionej funkcji, by kontynuować naukę w innym mieście niż Wałbrzych. Swoje obowiązki przekazał zastępczyniom...

"Jeszcze dwa zakręty"

Funkcję komendantki szczepu przejęła druhna Bogumiła Kosior, mając za zastępcę druhnę Bernardetę Tomczyk. Zimą szczep wyjechał do Karłowa na biwak. Właściwie nie byłoby w tym nic szczególnego poza tym, że w Górach Stołowych akurat była porządna zima, która sprawiła, że harcerze szli z plecakami ze Ścinawki Średniej, a potem drogą stu zakrętów, w śniegu po kolana... Zawarte w tytule słowa drużynowych miały przekonać harcerzy, że niedługo dojdą na miejsce. Ostatni dotarli około godz. 23:00. Nie zmienia to jednak faktu, że było przyjemnie. Następnego dnia harcerze jeździli na sankach, budowali śnieżne rzeźby, śpiewali podczas kominka i... kompletnie przemoczeni zdążyli na pociąg do Wałbrzycha czekający w Kudowie, do którego udało się im dotrzeć dzięki uprzejmości żołnierzy, którzy zaopiekowali się plecakami, przewożąc je na dworzec. Rok harcerski 1989/90 zaowocował powstaniem nowej drużyny prowadzonej przez dawnego członka czterdziestki i siedemnastki - druha Wojciecha Dudkę - o nazwie SQBI (32 WDH). Owa drużyna znalazła się na obozie w Wilczu (komendantem obozu był wówczas druh Przemek) razem z innymi drużynami. Tu po raz pierwszy na obozie szczepu pojawili się ludzie spoza organizacji, poprzydzielani do poszczególnych drużyn - głównie to oni dostarczali kadrze obozu różnych problemów, z którymi należało sie uporać (wystarxzy porozmawiać z druhną Benią na temat Jasia i Maniusia...). Na tym obozie w ostatnią noc rozwiązano 17 WŚDHS QPi2. Po akcji letniej druhna Bogucha z tego samego powodu, co jej poprzednicy, złożyła pełnioną funkcję, by zamienić się na sznury z druhną Benią.

Lata druhny Beni

To najdłuższa "kandydatura" w naszym szczepie (jak dotąd - tekst powstaje w roku 2000). Wtedy to szczep zaczął prowadzić samodzielnie akcje szkoleniowe.Tym razem biwak szczepu odbył się w Świdnicy i na nim to drużyny przeprowadziły andrzejkowe wróżby, zwiad i relację ze zwiadu oraz uczestniczyły w kominku prowadzonym przez druhnę Magdalenę Osiewacz w roli Cyganki i druha Wojciecha Dudkę w roli maga. Wówczas to narodził się pomysł o witaniu wakacji w jakiś szczególny sposób. Niestety nie zawsze planowane imprezy mogły się właściwie odbyć - głównie z powodu braku sprzyjającej aury. I tak w 1991 roku zaplanowano indiańskie ognisko na Poniatowie, w roku następnym w tej samej dzielnicy miało się odbyć ognisko w klimacie domowego przedszkola, przygotowane przez nową drużynę starszoharcerską, powstałą głównie z "absolwentów" 8 WDH Roki13 - 6 WŚDS Qins, które zamieniono na kominek w Szkole Podstawowej nr 19; wszystkie "przedszkolaki" wówczas świetnie się bawiły. 6 WŚDS Qins przyjmując obowiązki dawnej siedemnastki ("odmłodzonej", która zorganizowała szczepowy sabat wyjców) poprowadziła w 1993 roku Szczepową Mini Listę Przebojów. W interesującym nas okresie szczep zaczął przygotowywać też imprezy zewnętrzne. W 1991 roku wszystkie drużyny zostały zaangażowane w przygotowanie ogniska z okazji 80-lecia Związku Harcerstwa Polskiego, które odbyło się w ruinach Mauzoleum w czasie I Zlotu Hufca i ostatniego zlotu Chorągwi Wałbrzyskiej. Obecnym wówczas harcerzom program bardzo się podobał, zwłaszcza scenki obrazujące różne sytuacje znane z historii harcerstwa, przy wykorzystaniu światła, dźwięku i właściwości ruin Mauzoleum. To ognisko wywołało taki efekt, że druh Wojciech Tumidalski i jego drużyna, ulegając osobistemu urokowi szczepu, postanowił do niego wstapić wraz z drużyną 2 WŚDS CDN?. Drużyna druha Wojtka nie była jedyną, która postanowiła rozpocząć pracę w szczepie. Po obozie w Czernicy (1992 rok) dołączyła do nas grupa z Głuszycy, która przebywała z nami na tym obozie - jedna z dwóch drużyn - 20 GDH Kleks prowadzona przez druhnę Agnieszkę Sackiewicz podjęła decyzję o przyłączeniu się do szczepu. A co pamiętają uczestnicy tego obozu? Na pewno deszcz, deszcz, nieustannie padający deszcz... i związany z nim zakaz wstępu do lasu (?), niezadaszone umywalnie, niemiłe kucharki i zwariowaną wycieczkę do Gdyni, podczas której można było szaleć o ósmej rano w wesołym miasteczku, płynąć statkiem po Zatoce Gdańskiej, zwiedzać oceanarium i okręt ORP Błyskawica. Szczególne wspomnienia z tą wycieczką ma druhna Bogucha. Odwiedzanie "obcych" baz (tzn. innych niż Wilcze) spodobało nam się do tego stopnia, że w roku następnym pojechaliśmy do Niesulic (1993 r.). Ten obóz kontrastował z poprzednim pod wieloma względami. Przede wszystkim dopisywała pogoda, woda w jeziorze była przeczysta (wieczorem, gdy poświeciło się z pomostu latarką do wody, można było zobaczyć pływające w niej ryby, co oczywiście prowokowało do połowów "wędkarskich", zakończonych wypuszczaniem oszołomionych rybek). Poza tym tzw. zaplecze troszeczkę przypominało nam kolonię, ponieważ nawet nie musieliśmy mieć menażek, jedząc sobie posiłki na talerzach (!), a sanitariaty były prawie takie, jak w domu (!). Ten luksus nas oszołomił (głównie z tego powodu, że wyraźnie kontrastował z warunkami w Czernicy), ale... Tym, co dało nam się szczególnie we znaki była potrójna (!) ilość komarów (bzzzzzzzzz...), ponieważ nasz obóz położony był pośrodku trzech jezior. I to na pewno nie było przejemne! Oczywiście nie obyło się bez zmoczonej podczas sprawności Robinsona drużyny - tym razem padło na 8 WDH Roki13. W Nieslicach podczas festiwalu kadra obozu wystąpiła jako hippisi (w Czernicy jako zespół rockowy), co świadczyć mogło tylko o tym, że bardzo jej się to podobało.

Czas druhny Edzi

Obóz w następnym roku wyglądał nieco inaczej. Przede wszystkim nadszedł już czas, by odwiedzić swoją bazę – w Wilczu. Ale tym razem nie było jednego, wspólnego obozu, lecz poszczególne drużyny miały swoje obozy. I tak harcerze z 8 WDH Roki13 stali się na najbliższe dwa tygodnie Japończykami, z 40 WDH Qpiatka i 16 WDH Q Raki - Włochami, z 49 WDH Qman 2 – Turkami, a 20 GDH Kleks - Hawajczykami. Wszystkim bardzo podobała się zabawa, na którą składały się centralne imprezy jak np. Bal Narodów, Festiwal Eurowizji i Olimpiada Sportowa. Niektórzy tak dalece utożsamiali się z „tymczasową” narodowością, że poświęcali swoja garderobę, by stać się pełnowartościowymi kibicami piłki nożnej podczas aktualnych mistrzostw świata (Włosi grali wówczas w finale). Natomiast przyszły rok dał zupełnie inny obóz. Wtedy to drużyny z naszego szczepu – 8WDH Roki 13, 40 WDH Qpiątka i 49 WDH Qman2 realizowały w ciągu roku harcerskiego zadania, by pojechać na Światowy Zlot Harcerstwa Polskiego do Zegrza. Ostatecznie pojechała tam 49 WDH Qman2, a pozostałe drużyny – 40 WDH Qpiątka, 16 WDH QπRaki i 20 GDH Kleks znalazły się w Wilczu na obozie, który przyjął nazwę „Czcicieli Peruna”. Od tej pory obozy szczepu były obozami tematycznymi. Tu harcerze z w/w drużyn wyrzeźbili Peruna (u Słowian odpowiednik greckiego Zeusa), który znalazł się na placu apelowym i przyjęli obrzędowość związaną z życiem Słowian. W czasie trwania tego turnusu drużyny przygotowywały zlot hufca, który odbył się w Wilczu, a związany był z obchodami 50 rocznicy powstania hufca wałbrzyskiego. Tu dużą aktywność, także w przygotowaniu drugiej części obchodów - w Wałbrzychu (hala OSiR – u) wykazała 40 WDH Qpiątka. Ale wtedy, w Wilczu, pozostałe drużyny szczepu – 49 WDH Qman2, 8 WDH Roki13 (przyjechała potem do Wilcza na III turnus), 15 GDH Quick i 2 WŚDS CDN? nas odwiedziły i było bardzo przyjemnie, zwłaszcza wtedy, gdy musiały nisko pokłonić się Perunowi... Warto tez nadmienić, że w tym szczególnym dla naszego hufca roku drużyny działające w szczepie przystąpiły do rywalizacji o miano drużyny 50 – lecia (8 WDH Roki 13, 40 WDH Qpiątka, 49 WDH Qman2, 15 GDH Quick) i aż dwie go otrzymały – to 49 WDH Qman2 i 15 GDH Quick (na trzy przyznawane w całym hufcu tytuły dwa były nasze!), w nagrodę odbierając drzewce na proporce.

Czas wielkiej wody

Podczas „kadencji” druhny Oliwi (druhna Oliwia Justyna) wiele działo się w naszym szczepie. Właściwie życie wewnętrzne samego szczepu nieco ożyło. Trochę więcej czasu zaczęliśmy poświęcać sobie i integracji drużyn, która nieco kulała na skutek rywalizacji, osobnych obozów, natłoku pracy w poprzednich latach itp. Dlatego też życie szczepu uaktywniło się, głównie dzięki zaangażowaniu drużyn starszoharcerskich – 2WŚDS CDN? i 6 WŚDS Qins, które przygotowały Rajd Chełmiec, czy z pomocą 15 GDH Quick Rajd Marzanna w Głuszycy. W lecie drużyny naszego szczepu odważyły się na podróż w poprzek Polski ( i nawet nikt nie zginął, a mógł, bo było kilka przesiadek!), na Mazury, do Suchej Rzeczki (1996 r). Obóz położony był w pięknym lesie z wielkimi jagodami (dwa razy większymi niż w Wilczu !), nad czyściutkim jeziorem, po którym można było pływać kajakami na wysepki. Przy odrobinie szczęścia można było dostrzec kormorana, bobra czy sarnę i nie dać się zauważyć w lesie podczas wykonywania podstawowych czynności fizjologicznych (w lesie, gdyż tamtejsze latryny nie miały wysokiego standardu). Niekwestionowanym przebojem ogniskowym tego obozu było ... „Obozowe tango”! W pamięci uczestników obozu pozostanie wycieczka, m.in. nad jezioro Wigry, do klasztoru, w którym byliśmy wcześniej niż nasz papież i rzekoma „góra” – najwyższy szczyt w okolicy, z którego roztaczał się przepiękny widok, porównywalny z bieszczadzkim. Na tę „górę” harcerze mieszkający w Głuszycy wchodzili może jakieś... dziesięć minut. Generalnie obóz w Suchej Rzeczce należał do udanych, podobnie jak następny, w Wilczu oczywiście, nazwany „Światem Filmów” (1997r.). Tu, drogi Czytelniku, jeśli byłeś uczestnikiem tego obozu, należy Ci się wyjaśnienie. Nadeszła chwila prawdy... Wyjazd na ten obóz poprzedzony był tzw. powodzią stulecia. Dojeżdżaliśmy do Wilcza, by zdążyć przed zalaniem mostów na Odrze, okrężną drogą. W zasadzie w Wilczu nic nam nie powinno grozić, ale na wszelki wypadek mieliśmy opracowany plan ewakuacyjny, opracowany system komunikacji, itp. Wtedy, kiedy pakowałeś swoje rzeczy, drogi Czytelniku, do plecaka, aby uchronić się przed ich utratą w czasie rzekomego podchodzenia obozu, przygotowywałeś się do ewakuacji właśnie. Ale na szczęście jakiś grożący zawaleniem się wał wytrzymał i pozostałeś na tym obozie, by bawić się w to, co właściwe dla filmowej fikcji... i to chyba jest najważniejsze! Rok 1997 był szczególny dla naszego szczepu, albowiem obchodziliśmy wówczas dziesiątą rocznicę działalności. Obchody kadra szczepu podzieliła na dwie części: biwak w Karpnikach i ognisko na Mauzoleum z udziałem weteranów. I tak biwak w Karpnikach poprzedzony był marszem z plecakami na plecach w Rudawach Janowickich (pamiętasz ten śnieg, Czytelniku?). Jego niewątpliwą atrakcją było spanie na sali gimnastycznej razem z zuchami z 10 WGZ Łowcy przygód, zupki z torebki i kominek nieco przybliżający historię szczepu. Natomiast na Mauzoleum, podczas ogniska, oczywiście padał deszcz, ale przybyli goście mogli obejrzeć wystawki drużyn i wyspowiadać się ze swej działalności. Wówczas to odwiedzili nas: druhna pwd. Małgorzata Stanek – drużynowa 29 WDH QT, druhna pwd. Ewa Wiktor – drużynowa 10 WDH QπX, druhna pwd. Ewa Wolska – drużynowa Qdłatych zwierzątek, druh phm Piotr Czyż – jeden z założycieli zastępu 3Q, potem drużynowy 17 WŚDHS Qπ/2 i pierwszy komendant szczepu, dh Przemysław Kosior – pierwszy drużynowy 40 WDH Qpiątka, potem komendant szczepu. Niestety, deszcz nie pozwolił rozwinąć się wspomnieniom...

Czas wychowanków szczepu

Komendantką jest teraz druhna phm. Katarzyna Matusiewicz, znana jako Hehota. Obóz w Wygnańczycach. Cóż za interesująca nazwa! Szybko Ci przypomnę „Qsmitów” i stosowne przebrania, nocną grę terenową przygotowaną przez 15 GŚDS Quick, śluby obozowe ufoludków i... cudowne michy, rodem z filmu Miś w reż. Stanisława Barei, na których mieliśmy spożywać posiłki. I oczywiście jezioro odwiedzane przez tubylców i związane z tym pełne emocji nocne warty. Kolejny obóz – „W krainie Esqlapa” miał Ci pomóc w przypomnieniu i utrwaleniu wiadomości z samarytanki; na nim to miała miejsce wędrówka zamiast wycieczki do Wolsztyna, z noclegiem w świetlicy, oczywiście. Wewnętrzne, szczepowe imprezy to: rajd „Apetyt na zdrowie” przygotowany przez 15 GŚDS Quick, wycieczka w Rudawy Janowickie, I Zlot Szczepu Qźnica Zdrowia w Zagórzu Śląskim podczas ferii zimowych 2000. Ponadto szczep uczestniczył w przygotowaniach i organizacji Zlotu Chorągwi Dolnośląskiej w Wałbrzychu, brał udział w uroczystym przekazaniu Betlejemskiego Światełka pokoju na rynku wałbrzyskim, organizacji Zlotu Hufca Ziemi Wałbrzyskiej w Strudze.

Refleksyjnie...

A teraz czas na wspomnienia druhny Bogusi: "Nadszedł czas na osobistą refleksję piszącej. Kiedy 40 WDH Qpiątka obchodziła 11 urodziny, przeraziło mnie to, że w drużynie są jej rówieśnicy, mający po 11 lat. W roku 2000, przy 15 urodzinach okazało się, że to ostatni raz rówieśnik drużyny może w niej być. Odtąd zawsze już będzie starsza od następnych pokoleń harcerzy. Przyznam szczerze, że nawet nie śniło mi się o tym, gdy tę drużynę zawiązywałam wraz z jej ówczesnym drużynowym. Ale najdziwniejsze stało się wtedy, kiedy ktoś, kto w szczepie się wychował, obejmuje tak ważną funkcję, jak funkcja drużynowego, a potem komendanta szczepu. A tak właśnie się stało... druhna Hehota , czyli dh. Katarzyna Matusiewicz, nosząca swój pseudonim od pierwszego w swoim życiu obozu – we Fryszerce, została drużynową, a potem komendantką szczepu (w 1997 r.). Kiedy myśli się o pozostałych, znanych Ci , drogi Czytelniku instruktorach – druhnie pwd. Agnieszcze Drogosz, dawnej harcerce 49 WDH Qman2, potem jej drużynowej, druhnie pwd. Marcie Zborowskiej dawniej harcerce 8 WDH Roki13, potem jej drużynowej, druhu Piotrku Pleniku, dawniej harcerzu 16 WDH QπRaki, potem drużynowym, to „serce rośnie”. Bo to znaczy, że w ich drużynach jest ktoś, kto może będzie w przyszłości komendantem szczepu? To naprawdę możliwe! A może to będziesz Ty, Czytelniku?"

Pisała: hm. Bogumiła Wierzbicka (rok 2000)

 

   INFO
   INFO

© 2023 by Sleep Away Camp .Proudly created with Wix.com

bottom of page